W ogóle powinnam zacząć od tego, że chyba nie
powinno się zaczynać zdania od ‘w ogóle’, ale w natłoku myśli, doznań i wrażeń,
ciężko mi jest sklecić porządne, poprawne gramatycznie zdanie. Naprawdę, nie
wiem czy ktokolwiek kiedykolwiek doświadczył w głowie takiego chaosu, ale jeśli
tak to naprawdę współczuję, bo tego nie życzyłabym nawet największemu wrogowi.
To przytłaczające, bardzo niekomfortowe uczucie.
Powinnam
przestać zanudzać Was jakimiś idiotycznymi mowami o swojej chorej głowie, nie
ma sensu marnować Waszego cennego czasu. W tej chwili pewnie wolelibyście
czytać rozdział (może nawet mojego autorstwa *łudzi się*), albo spać, albo być
na randce, albo spędzać czas z rodziną, albo skakać ze spadochronem, albo spełniać
marzenia, cokolwiek. Dlatego bardzo serdecznie dziękuję za poświęcone chwile i
uwagę.
Przejdźmy
może do głównej części tej notki, obiecuję, że postaram się w miarę streścić i
ograniczyć zbędne pierdoły, bo nikt ich czytać nie lubi. Tak naprawdę nie wiem
czemu ją piszę i nie mam pojęcia dlaczego robię to w taki sposób, ale w związku
z egzystencjalnymi przemyśleniami, które ostatnio ciągle goszczą w mojej
głowie, poczułam nagłą potrzebę wygadania się, a z całym szacunkiem do
wszystkich bliskich mi Osób - nie wiem czy bylibyście w stanie to pojąć, w
sposób w jaki tego potrzebuję. Przyznam się szczerze, sama do końca tego nie
rozumiem (mózg jest tak głupi i zagmatwany, że sam nie wie o czym myśli. O
ironio!).
Jako,
że we wrześniu rozpoczęłam ostatni etap swojej obowiązkowej edukacji, nie
miałam zbyt dużo czasu na robienie rzeczy, które chciałabym robić. Dobra, co ja
Was tutaj będę okłamywać – nie chciało mi się. Po prostu straciłam ochotę i
motywację do wszystkiego tego, na czym mi kiedyś zależało. Nie jeździłam, nie
pisałam, ogólnie poziom moich chęci do samego życia wynosił -1. Poczujcie moją
tragedię. Nawet nie 0. -1!
I
pewnego dnia, gdy leżałam sobie w łóżeczku i przeglądałam te wszystkie zdjęcia,
filmiki i inne um.. dzieła, nazwijmy to ładnie, które dzisiejsze społeczeństwo
uważa za „zabawne” i „fajne”, poczułam takie ukłucie. Wiecie, takie w
serduszku. I naszła mnie myśl „co ty dziecko właściwie ze sobą robisz?”
I
wtedy uświadomiłam sobie, że marnuję czas w najgorszy z możliwych sposobów,
taki jakiego zawsze chciałam uniknąć – żyję od piątku do piątku i pozwalam, by życie
uciekało mi przez palce. I powiedziałam sobie: dość.
W
tym momencie pozwalam Wam mnie zlinczować za fatalną składnię powyższych zdań i
ciągłe powtarzanie spójnika na początku zdania, karygodny błąd. Musicie mi
wybaczyć, wyszłam trochę z wprawy. Właściwie nie, nie musicie. Ale fajnie by
było, gdybyście jednak to zrobili.
Znowu
rozprawiam o głupotach, przepraszam. Chciałam tylko powiedzieć, że postanowiłam
coś ze sobą zrobić, bo nie zgadzam się, by moje najlepsze lata odeszły w taki
sposób. To nie na tym ma polegać. Mogę nie wiedzieć, czy i na jakie studia
pójdę, mogę nie wiedzieć co chcę robić w przyszłości, ale czy to powinno mnie
powstrzymywać przed korzystaniem z życia tak jak chce?
Nie,
nie powinno. Być może się zdziwicie ale do takiego wniosku doszłam, leżąc
znudzona w łóżku i oglądając te wszystkie infantylne głupoty w internecie.
I
tutaj tak właściwie przechodzimy już do głównej myśli, jaką chciałam Wam
przekazać: wracam do pisania.
Dziękuję,
serdecznie pozdrawiam innych łóżkowych filozofów,
Nikki
Brak komentarzy
Prześlij komentarz