środa, 25 listopada 2015

Filozofowanie aka nowy cel w życiu

                       W ogóle powinnam zacząć od tego, że chyba nie powinno się zaczynać zdania od ‘w ogóle’, ale w natłoku myśli, doznań i wrażeń, ciężko mi jest sklecić porządne, poprawne gramatycznie zdanie. Naprawdę, nie wiem czy ktokolwiek kiedykolwiek doświadczył w głowie takiego chaosu, ale jeśli tak to naprawdę współczuję, bo tego nie życzyłabym nawet największemu wrogowi. To przytłaczające, bardzo niekomfortowe uczucie.

                       Powinnam przestać zanudzać Was jakimiś idiotycznymi mowami o swojej chorej głowie, nie ma sensu marnować Waszego cennego czasu. W tej chwili pewnie wolelibyście czytać rozdział (może nawet mojego autorstwa *łudzi się*), albo spać, albo być na randce, albo spędzać czas z rodziną, albo skakać ze spadochronem, albo spełniać marzenia, cokolwiek. Dlatego bardzo serdecznie dziękuję za poświęcone chwile i uwagę.

                       Przejdźmy może do głównej części tej notki, obiecuję, że postaram się w miarę streścić i ograniczyć zbędne pierdoły, bo nikt ich czytać nie lubi. Tak naprawdę nie wiem czemu ją piszę i nie mam pojęcia dlaczego robię to w taki sposób, ale w związku z egzystencjalnymi przemyśleniami, które ostatnio ciągle goszczą w mojej głowie, poczułam nagłą potrzebę wygadania się, a z całym szacunkiem do wszystkich bliskich mi Osób - nie wiem czy bylibyście w stanie to pojąć, w sposób w jaki tego potrzebuję. Przyznam się szczerze, sama do końca tego nie rozumiem (mózg jest tak głupi i zagmatwany, że sam nie wie o czym myśli. O ironio!).

                       Jako, że we wrześniu rozpoczęłam ostatni etap swojej obowiązkowej edukacji, nie miałam zbyt dużo czasu na robienie rzeczy, które chciałabym robić. Dobra, co ja Was tutaj będę okłamywać – nie chciało mi się. Po prostu straciłam ochotę i motywację do wszystkiego tego, na czym mi kiedyś zależało. Nie jeździłam, nie pisałam, ogólnie poziom moich chęci do samego życia wynosił -1. Poczujcie moją tragedię. Nawet nie 0. -1!
                       I pewnego dnia, gdy leżałam sobie w łóżeczku i przeglądałam te wszystkie zdjęcia, filmiki i inne um.. dzieła, nazwijmy to ładnie, które dzisiejsze społeczeństwo uważa za „zabawne” i „fajne”, poczułam takie ukłucie. Wiecie, takie w serduszku. I naszła mnie myśl „co ty dziecko właściwie ze sobą robisz?”
                       I wtedy uświadomiłam sobie, że marnuję czas w najgorszy z możliwych sposobów, taki jakiego zawsze chciałam uniknąć – żyję od piątku do piątku i pozwalam, by życie uciekało mi przez palce. I powiedziałam sobie: dość.

                       W tym momencie pozwalam Wam mnie zlinczować za fatalną składnię powyższych zdań i ciągłe powtarzanie spójnika na początku zdania, karygodny błąd. Musicie mi wybaczyć, wyszłam trochę z wprawy. Właściwie nie, nie musicie. Ale fajnie by było, gdybyście jednak to zrobili.

                       Znowu rozprawiam o głupotach, przepraszam. Chciałam tylko powiedzieć, że postanowiłam coś ze sobą zrobić, bo nie zgadzam się, by moje najlepsze lata odeszły w taki sposób. To nie na tym ma polegać. Mogę nie wiedzieć, czy i na jakie studia pójdę, mogę nie wiedzieć co chcę robić w przyszłości, ale czy to powinno mnie powstrzymywać przed korzystaniem z życia tak jak chce?
                       Nie, nie powinno. Być może się zdziwicie ale do takiego wniosku doszłam, leżąc znudzona w łóżku i oglądając te wszystkie infantylne głupoty w internecie.

                       I tutaj tak właściwie przechodzimy już do głównej myśli, jaką chciałam Wam przekazać: wracam do pisania.
                       Dziękuję, serdecznie pozdrawiam innych łóżkowych filozofów,

                       Nikki